Dwa koce
Pewnego wieczoru spotkałem na pustyni starca trzęsącego się z zimna. Zdziwienie może budzić mówienie o zimnie na pustyni, ale w rzeczywistości tak jest, dlatego można powiedzieć, że Sahara to zimny kraj, w którym jest ciepło, gdy świeci słońce.
Słońce zaś zaszło i starzec drżał.
Miałem ze sobą dwa koce, oba niezbędne, gdy chce się spać pod gołym niebem. Oddanie ich jemu oznaczałoby, że to ja będę trząsł się z zimna.
Bałem się, zatrzymałem więc oba koce.
Nie trząsłem się nocą z zimna, ale następnego dnia zadrżałem przed gniewem Bożym.
Śniło mi się bowiem, że zginąłem nagle przygnieciony skałą, pod którą położyłem się spać.
Ciało miałem unieruchomione przez tony granitu, ale duszę żywą, i to jeszcze jak! Zostałem osądzony.
Zostałem uznany za niedojrzałego do Królestwa. Było to oczywiste. Odmawiając koca mojemu bratu z obawy przed zimnem nocy, przekroczyłem przykazanie Boże: „Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego”. W rzeczywistości bardziej umiłowałem swoją skórę niż jego.
Ale nie tylko to. Ja, który postanowiłem naśladować Jezusa jako Mały Brat, ja, któremu zostało objawione, że miłość Chrystusowa nie ogranicza się do miłowania bliźniego jak siebie samego, ale przewyższa to nieskończenie i polega na miłowaniu bliźniego aż po śmierć na krzyżu za niego, nie wywiązałem się z mojego obowiązku naśladowania Jezusa.
Jak mogłem w tej sytuacji wejść do Królestwa Miłości?
W ten sposób zacząłem mój czyściec.
Musiałem nauczyć się oddawać oba koce. Najpierw, aby okazać, iż miłuję człowieka jak siebie samego; po drugie, żeby udowodnić, iż na wzór Jezusa potrafię nosić na moich ramionach cierpienia innych.
Carlo Caretto
Myśli na każdy dzień, Wydawnictwo św. Antoniego, Wrocław 1998